16 maja 2025, piątek


Na finiszu kampanii prezydenckiej powrócił temat, który zawsze (dosłownie) powraca w naszej przestrzeni ideowo-historyczno-polityczno-publicystyczno-medialnej – musimy wybrać, czy chcemy być częścią Zachodu czy wręcz przeciwnie – zmierzamy na Wschód.

*  *  *

Chcąc prześledzić rzetelnie tę problematykę w myśli politycznej polskiej i klasycznej publicystyce jeno XX wieku, w dyskusjach i sporach na ten temat, musiałbym do końca roku pisać „Figle” wyłącznie o tym. Toteż tylko liznę tematu, może inne wątki rozwijając – jak mawiał Moks – „inną razą”. A może czytelnicy będą zainteresowani w szerszym ujęciu jakiegoś zagadnienia?

*  *  *

Odnotujmy jeszcze, że w Krakowie dzisiaj tak zimno i tak wieje, że odczuwalna temperatura ledwo kilka kresek powyżej zera. Na Kleparzu ci, którzy wczoraj zaczęli handlować zniczami, dziś powyciągali już bożonarodzeniowe ozdoby.

*  *  *

Ogólnym problemem Polski, tak za niepodległości Dwudziestolecia, jak i teraz, jest fakt, że – jak ubolewał ciągle Giedroyc – Polska nie jest mocarstwem, a równocześnie nie może być Czechosłowacją, czy też teraz – Czechami. Jej elity (przed wojną) i „elity” (dzisiaj) powinny to zaakceptować i zamiast się miotać od ściany do ściany, od wielkomocarstwowych haseł do narzekania, że „nic się nie da, nic nie możemy”, winny przyjąć to do wiadomości i traktować ten stan jako punkt wyjścia do uprawiania polityki międzynarodowej. Przy czym w swych ambicjonalnych cichych westchnięciach powinny jednocześnie nieśmiało spoglądać ku mocarstwom, a nie – z całym szacunkiem do Czech i z brakiem szacunku do rodzimych czechofilów – ku Pradze.

*  *  *

Giedroyc twierdził, że mimo takiego stanu zawieszenia przed Polską stały i stoją wielkie szanse. Nie jesteśmy żadnym przedmurzem Zachodu, powiadał, ale znajdujemy się w przeciągu. I to przez nas wiedzie droga Europy na Ukrainę, Białoruś i Litwę. Tu jest szansa, tu jest miejsce, aby odegrać większą rolę, tu jest pole do popisu. Uważam, że myśl to ponadczasowa. Jeśli, rzecz jasna, nie spogląda się z tęsknotą na Czechy…

*  *  *

Porte-parole Giedroycia – Juliusz Mieroszewski pisał, że jako naród Polacy przynależą równocześnie do Wschodu i Zachodu. Wyjaśniał: „w porównaniu z Rosjanami jesteśmy narodem zachodnim – w porównaniu z Francuzami jesteśmy narodem wschodnim. Różnimy się zarówno od Rosjan, jak i od Niemców czy Francuzów tym, że nie można nas bez reszty pomieścić w jednej z szuflad: wschodniej lub zachodniej. Nikt nie zrobi z nas typowo wschodniego narodu i nikt z nas nie zrobi typowo zachodniego narodu”. Według Mieroszewskiego taki stan rzeczy to niewątpliwy plus naszego położenia i zarazem wielka szansa do wykorzystania w naszej polityce zagranicznej, historycznej, kulturalnej. I trudno się z tym nie zgodzić.

*  *  *

Inne zgoła wnioski z położenia Polski wyciągał Witold Gombrowicz. Polska wcale nie czerpała korzyści z zawieszenia pomiędzy Wschodem a Zachodem, wręcz przeciwnie – tam, gdzie Zachód przechodził w Wschód, według Gombrowicza, „Europa już poczyna się wykańczać”, „Wschód i Zachód wzajemnie się osłabiają”, toteż Polska odgrywała i odgrywa rolę jedynie „kraju przejściowego”, a stąd prosty dla Gombrowicza wniosek, o czym wielokrotnie będzie pisał, że Polska to „kraj formy osłabionej”. „Na tych więc równinach – stwierdzał – otwartych na wszystkie wiatry, odbywała się od dawna wielka Kompromitacja Formy i jej Degradacja. Rozmywało się to, rozłaziło…”. Do walki o nową Formę polskości, jak wiadomo, Gombrowicz swym piórem stale nawoływał, począwszy od swych antysienkiewiczowskich tyrad, Trans-Atlantyk, Dziennik…

*  *  *

O co Gombrowiczowi jednak dokładnie chodziło, bez silenia się na domysły i interpretacje, tak wprost? Proszę bardzo, zacytujmy:

„Dążyłem do tego, żeby Polak mógł z dumą powiedzieć: nale­żę do narodu podrzędnego. Z dumą. Albowiem, jak łacno za­uważycie, takie powiedzenie tyleż poniża co wywyższa. Ono degraduje mnie w moim charakterze członka zbiorowości, ale zarazem osobiście wywyższa mnie ponad zbiorowość: oto nie dałem się oszukać; jestem zdolny osądzić własne umieszczenie w świecie; umiem zdać sobie sprawę z mojej sytuacji; jestem przeto człowiekiem pełnowartościowym. (Nawiasem mówiąc, wtedy dopiero moglibyście bez zastrzeżeń pokochać Polskę – bo już by nie mogła odebrać wam wartości)”.

*  *  *

Liczne pułapki takiego myślenia wyłapywał u Gombra Wit Tarnawski. Przykładowo powołując się na narodowy charakter Polaków, Tarnawski słusznie podnosił, że „natura polska jest krańcowa. Nie wiem, czy wszedłszy raz na drogę odwrotu od Polski potrafi Polak zatrzymać się w miejscu właściwym”.

*  *  *

W innym miejscu Tarnawski, jakby przewidując powstanie „Gazety Wyborczej” kilkadziesiąt lat przed ukazaniem się jej pierwszego numeru, stanowczo głosił i przestrzegał, że „elementem każdej normalnej miłości jest szacunek. Jeżeli się go podkopie, miłość umiera. Nie wiem, ile można szacunku utrzymać dla ojczyzny, przed którą się ostrzega jak przed zakaźną chorobą. Z chwilą zaś, gdy nad uchodzącym szacunkiem dla własnej tradycji narodowej przeważy siłą rzeczy szacunek dla obczyzny – w duszy szerzy się wolne miejsce dla nowego przywiązania”.

*  *  *

Żeby słowa Tarnawskiego wybrzmiały odpowiednio: „NIE WIEM, ILE MOŻNA SZACUNKU UTRZYMAĆ DLA OJCZYZNY, PRZED KTÓRĄ SIĘ OSTRZEGA JAK PRZED ZAKAŹNĄ CHOROBĄ”.

*  *  *

Czesław Miłosz prosił umierającą żonę Carol, w jej ostatnich chwilach, aby przed odejściem powiedziała mu, że mimo wszystko jest on dobrym człowiekiem. Tadeusz Chrzanowski na pytanie Herberta po co mu habilitacja odpowiadał, że to zawsze trzy literki więcej na grobie. Myśląc o swoim nagrobku Władysław Broniewski powiadał do młodzieży, że jak umrze to chciałby mieć na nim napisane: „Tu leży ktoś, kto wszystkich i wszystko miał w dupie”. Marian Zdziechowski z kolei pragnął, aby na jego płycie grobowej napisano, że nigdy nie był w kinie, co poczytywał sobie za powód do wielkiej dumy.

*  *  *

Jakie słowa powinny się znaleźć na grobie III Rzeczypospolitej?

*  *  *

A co winno się pojawić na moim nagrobku, gdy będę się już wylegiwał w cieniu rozłożystych lip i kasztanowców na zielonym Salwatorze?

*  *  *

Czuć przełom, bez wątpienia, idzie coś nowego. Co robić w czasach kryzysów i przełomów? – pytałem kiedyś na Twitterze i przywoływałem kilka wskazówek, cytując Lutra, który mówił, żeby sadzić jabłonie, Rozanowa, zachęcającego do wyrabiania konfitur, Herberta, namawiającego do czytania klasyków. Ale można też robić ciasto, jak ktoś wtedy odpowiedział, jeść, pić herbatę i milczeć. I to na ten moment najlepsze rozwiązanie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga