25 maja 2025, niedziela


*  *  *

Jest taki wierszyk Artura Międzyrzeckiego:

Literatura faktu

Literatura faktu

Literatura faktu

 

Literatura faktu nie jest literaturą prawdy

*  *  *

Jedynym prawdziwym faktem, który mogliśmy zobaczyć na wczorajszym filmie z knajpy Sławomira Mentzena było piwo. Jakie – nieważne, o jakim woltażu – furda, istotne jest to, że pili piwo.

*  *  *

Kiedyś, dawniej, piliby wódkę. Jerzy Giedroyc, wtedy jeszcze – Giedroyć, wspominając czasy Dwudziestolecia powiadał, że „Siedziało się w jakimś barze, piło wódkę i prowadziliśmy politykę”. Dodajmy, że dość skutecznie. Giedroyc i inni jemu podobni sekretarze ministrów realnie potrafili wpływać na kierowników swoich resortów, ba! z niektórymi z nich żyli w przyjaźni. Ale to na inną opowieść.

*  *  *

Juliusz Mieroszewski nazywał wódkę „ojczyzną w płynie” i słusznie konstatował, że „trzeba by czegoś znacznie groźniejszego niż czterdzieści stopni Celsjusza w cieniu, by Polacy zaparli się swej kuchni narodowej, czyli wódki”.

*  *  *

Piwo zawsze stanowiło jeno marny zamiennik dla wódki. Władysław Broniewski, który piwa bardzo nie lubił, mawiał, że „skoro nie ma pod ręką wódki, to dobre i piwo, byle tylko nie iść spać trzeźwym jak bydlę”. Urżnąwszy się porządnie piwem, podobnie zresztą jak wódką, przez sen recytował wiersze.

*  *  *

Czesław Miłosz postawił kiedyś dość kontrowersyjną tezę, że „naprawdę smakować zimną wódkę umie tylko organizm zdrowy”.

*  *  *

Z Miłoszem pewnikiem zgodziłby się Adam Michnik, który – jak wspominał jeden z jego dziennikarzy – głosił teorię, że „żadne witaminy, tylko papierosy i wódka – to daje zdrowie”.

*  *  *

Zimna wódka, myśl o niej, wzmagała pragnienie, a gdy zostało ono ugaszone, rozświetlała umysł i powodowała trzeźwe sądy. Agnieszka Kosińska opisała w swym Dzienniku taką scenę z Miłoszem: „Poproszę wódkę! Muszę się napić! Mamy coś w lodówce? Proszę mi nalać. Jakże dobrym płynem jest wódka”. Po czym Miłosz po chwili, nagle, znikąd: „Moja antyfrancuskość sięga szczytu. To są kanalie”.

*  *  *

Sam proces spożywania odgrywał przy wódeczce bardzo ważną rolę. Podobnie jak nie tylko jej temperatura, ale sposób podania, odpowiednie szkło, jej gęstość zmrożonej substancji. Na tyle, że Zbigniew Herbert przy wódce, jak czytamy w jednym z jego listów, nie mógł „pozbyć się fizjologicznej rozkoszy wchłaniania płynów. Z Kotem Jeleńskim doszliśmy do wniosku, że gdyby wódka była w formie sandwichów nie byłoby pijaków”.

*  *  *

„Trzy dni stracone przez wódkę, ale nie było wyjścia” – Stefan Kisielewski, 1968.

*  *  *

Smakosze wódki za cel zwykle biorą sobie dwie kategorie ludzi – abstynentów i tych, którzy do wódeczki nie mają talentu, mocują się z nią, ale zawsze przegrywają. Tadeusz Byrski powiadał nawet, że „gardzimy ludźmi o słabych głowach”.

*  *  *

Z kolei początkiem XX wieku prof. Benedykt Dybowski założył stowarzyszenie abstynenckie „Eleuteria”. Kasprowicz, dość trunkowy, uznał to za żart. Poszedł więc z jeszcze jednym kolegą do Baczewskiego i namówił go, aby ten wypuścił wódkę… o nazwie, jak stowarzyszenie Dybowskiego. I tak „Eleuteria” trafiła do sprzedaży.

*  *  *

To wszystko jednak stare czasy, czasy, gdy – jak Miłosz wspominał swą przyjaźń z Józefem Czechowiczem, „dyskusje, wódka, dziewczynki – z czego wynikały kłopoty z leczeniem trypra – zapełniały wieczory”. Dziś wszystko i wszyscy, a głównie mężczyźni, zeszli na – jak mawia pewna Barmanka – na „pepsy”.

*  *  *

Naród, który walkę o wolność ma ponoć we krwi, powoli zapomina o starej prawdzie, którą wyłożył Poeta, głoszący, że „Definicje wolności są różne. Jedna z nich głosi, że wolność jest to możliwość picia nieograniczonej ilości wódki”. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga