26 maja 2025, poniedziałek


„Prostytuowałem się” – powiadał w jednej z rozmów Czesław Miłosz, oddając tym stwierdzeniem swoje związanie się z komunistami po 1945 roku i służbę na odcinku kultury w dyplomacji tzw. Polski Ludowej. Nie on jeden, nie on jeden… Acz niemalże on w pojedynkę, po latach, nazwał skurwienie się intelektualistów polskich za Bieruta i Stalina po imieniu.

*  *  *

Ten kurewski system także w następnych latach, w kolejnych dekadach, nie przestał takim być, jednocześnie jednak będąc coraz mniej strasznym, a w większym stopniu absurdalnym, żałosnym i śmiesznym. Dla mnie symbolem PRL-u jest śmierć i pogrzeb Andrzeja Stawara, naprawdę ponadprzeciętnego intelektualisty, starego komunisty, który z Partią zerwał już pośrodku nocy stalinizmu. Wybitna głowa, wybitne pióro, ale żeby go drukować w komunistycznej Polsce to już przesada. Stawar wyjechał do Francji, skontaktował się z Giedroyciem, złożył u niego do druku książkę i zmarł. Był rok 1961, a władze PRL dla oszczędności i aby uniknąć zbędnych formalności z Francuzami, prochy Stawara ściągnęły do kraju… drogą lotniczą, nadając paczkę „bez większej wartości”. Na lotnisku w Warszawie „kopertę” odebrał Putrament, następnie pogrzeb i pochówek Stawara w Alei Zasłużonych…

*  *  *

Francja i kurestwo… Dajmy spokój cytowaniu Stefana Kisielewskiego, bo to truizm nad banały. Ale sięgam na półkę po Zwrotnik raka Millera i czytam, że „Nigdy nie widziałem miasta takiego jak Paryż, jeśli chodzi o różnorodność seksualnego menu. Gdy tylko kobieta traci jeden z przednich zębów lub nogę, pozbywa się wszelkich zahamowań. W Ameryce zginęłaby z głodu, gdyby nie miała innych walorów poza kalectwem”.

*  *  *

Z paryskimi dziewczynkami styczność mieli i nasi wielcy. Ale niekoniecznie bezpośrednią! Przywołany początkiem Miłosz, będąc w latach 30. w Paryżu, pisał do Iwaszkiewicza, że „No, Polaczki są zawsze Polaczkami, myślę, że co do tego nie zmienię poglądu. Zdaje się, że biorą mi za złe, że nie chodzę z nimi na kurwy”.

*  *  *

A może sam chodził? Na pewno na kurwy chodził Herbert. W liście do Miłosza swego czasu polskie dziwki cenił znacznie wyżej niż te zachodnie. W innej epistole Herbert donosił z Londynu, że Alllen Ginsberg „namawiał mnie na haszysze i orgie, ale jestem barbarzyńca i wystarczą mi DWP (dziwka, wódka i papierosy)”.

*  *  *

Ongiś z paryskich dziwek chciał korzystać, ale nie mógł, młody Roman Dmowski. Będąc na stypendium nad Sekwaną narzekał w korespondencji ze Stefanem Żeromskim, że tamtejsze prostytutki są po prostu za drogie, nie używa i stąd u niego postępująca obstrukcja umysłowa.

*  *  *

Czyż można zatem nie ufać Francuzowi Dantonowi, który powiadał, że „Opinia publiczna to dziwka, potomność to bzdura”?

*  *  *

Jedno mi od tej pory nie daje w nocy spać

Jakby do tej Marsylii chociaż na trochę zwiać

Gdzie facet opowiadał aż roi się od knajp

Dziewczynki palce lizać, burdele istny raj!

*  *  *

Nie dziwi, że i nasz znakomity tłumacz z francuszczyzny Boy-Żeleński lubił dziwki… wplatać do swych wierszy, tekstów i felietonów. Albo do „Szopki krakowskiej”:

Dawniej, kiedy dziwka była grzechu warta,

Choćbyś jej ta zrobił jakiego bękarta,

Poszła se z nim ka przed siebie 

I nie było dziury w niebie! 

Oj, ta dana, ta dana!

*  *  *

Nie stronił również Boy od kurewskich porównań, gdy popadał w zadumę nad swą kondycją towarzyską. Powiadał dla przykładu: „Jestem wciąż jak ta dziwka, którą się szczypie w udo w gabinecie, a nie poznaje się jej na ulicy.”.

*  *  *

Albo jak mu przyszło wystawiać laurki innym osobom, zacnym postaciom, takiej na przykład Gabrieli Zapolskiej. O niej to Boy napisał, że „Oboje, dziwki i matrony wdzięki — na jednym licu zespoliła cudnie”. W pierwotnej wersji zamiast „dziwki” było „dziewki”, ale jakoś Żeleńskiemu pogubiła się gdzieś ta jedna literka. Zdarza się.

*  *  *

Boy jeszcze w swym okresie krakowskim musiał się na dziwki porządnie napatrzeć, tak więc nie ma co się dziwować, że te wrażenia spod Wawelu mu pozostały. Wszak Daszyński nazywał tamten Kraków, przełomu XIX i XX wieku oraz pierwszych lat nowego stulecia, miastem „księży, prostytutek i żebraków”. Można było przebierać! Najbardziej luksusowe kurwy urzędowały w hotelach, można je było także zabrać do restauracji, które posiadały dla zamożnych klientów i ich „dziewczynek” specjalne separatki, najtańsze z kolei były tzw. plantówki – te, szczególnie w okresie największych kryzysów gospodarczych, oddawały się byle gdzie i dosłownie za grosze czy za szklankę herbaty.

*  *  *

Zostawmy jednak Boya. Dziwkami bowiem zajmował się w swej twórczości sam Pierwszy Poeta Polski Odrodzonej, czyli Julian Tuwim. Ot, otwieram jego Bal w operze i voilà:

Wszelka dziwka majtki pierze

I na kredyt kiecki bierze,

Na ulicach ścisk i zator,

Ustawili się żołnierze,

Błyszczą kaski kirasjerskie,

Błyszczą buty oficerskie,

Konie pienią się i rżą,

Ryczą auta, tłumy prą,

W kordegardzie wojska mrowie,

Wszędzie ostre pogotowie,

Niecierpliwe wina wrą,

U fryzjerów ludzie mdleją,

Czekający za koleją,

Dziwkom łydki słodko drżą.

*  *  *

Ciekawość, czy dziwkom łydki drżały w czasie uciech ze Stanisławem Catem-Mackiewiczem. Ten stary erotoman, jeśli nie był przede wszystkim mitomanem, pozostawił w listach niemały materiał źródłowy swych kurewskich przygód. W wydanym kilka lat temu tomie jego korespondencji w różnych miejscach czytamy o ciągle „sterczącym kutasie”, kolejnych „sztosach”, o tym co robił ze służącymi, a co robi i będzie robił z dziwkami. Lektury tej nie polecam. Albo…

*  *  *

Swojska dziwka służyła nieraz metaforycznie do różnych celów w literaturze i krytyce literackiej. Weźmy Gombrowicza i jego peany nad Złym Tyrmanda: „To jak warszawska bosa dziwka w oczach wyrostka, jak tłusta warszawska kuchta w oczach uczniaka, jak kurwa pijana w oczach ulicznika! Brud i taniocha – a pożądane i zachwycające!”.

*  *  *

Dlaczego jednak literaci nie mieliby sobie dziwkami życia ułatwiać skoro czynili to także politycy? I to ci najwięksi, mężowie stanu? Czy Piłsudski nie miał racji, gdy wynaturzenia konstytucji marcowej kreślił w takich zdaniach: „Ja tego, proszę pana, nie nazywam Konstytucją, ja to nazywam konstytutą. I wymyśliłem to słowo, bo ono najbliższe jest do prostituty. Pierdel, serdel, burdel”.

*  *  *

No dobra, ale tak naprawdę to miało być dzisiaj o mediach. Gdy czytam niektóre portale, przeglądam media społecznościowe, wchodzę na konta niektórych „dziennikarzy”, śledzę pewne narzucane i niewątpliwie inspirowane, nieważne skąd, narracje, szczególnie teraz, niemal w przededniu drugiej tury wyborów prezydenckich, to na myśl przychodzą mi Piękni dwudziestoletni i obrazek, gdy główny bohater przysłuchuje się wypowiedzi jakiejś wyjątkowo tępej literatki i pyta: „Dlaczego ona musi jeszcze pisać? Dlaczego nie została po prostu dziwką?”.

*  *  *

Ano właśnie: dlaczego oni wszyscy muszą jeszcze pisać? Dlaczego nie zostaną po prostu…

*  *  *

Bo przecież, jak powiadał Zyzio Krzepicki, sekretarz Dyzmy, „wszystkie takie same dziwki…”.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga